Mam w ramionach świat...Kategorie: Rodzicielstwo Liczba wpisów: 13, liczba wizyt: 21757 |
Nadesłane przez: etka dnia 28-10-2013 10:34
Dzięki uprzejmości portalu Familie mieliśmy możliwość wybrania się na bardzo ciekawą wyprawę do Centrum Nauki Kopernik w Warszawie.
Pierwsze kroki skierowaliśmy do laboratorium robotycznego. Naszym zadaniem było właściwe zaprogramowanie robota, który miał przynieść nam piłeczkę w wybranym kolorze. Nie było to wcale proste, na początku nasze robociki wcale nie chciały nas słuchać. Jeździły nie w tą stronę, albo nie chciały złapać piłeczki. Na szczęście po wielu próbach udało się wykonać zadanie.
Kolejnym etapem była wizyta w laboratorium chemicznym. Wykonywaliśmy przeróżne doświadczenie z udziałem wody. Oczywiście odzież ochronna była obowiązkowa. Oto mój młody chemik Michał:
Potem mieliśmy czas na zwiedzanie ekspozycji. Dzieciaki były wprost zachwycone. Wszystko ich ciekawiło. Nas dorosłych zresztą też.
Michał sprawdzał jak trudno poruszać się na wózku inwalidzkim.
A czy wiecie jak mocny jest uścisk węża dusiciela? My już wiemy
Michał stwierdził, że jednak wygodniej leży się na kolcach. My nie sprawdzaliśmy
Mieliśmy też okazję sprawdzić co to jest trzęsienie ziemi.
Jedno popołudnie to za mało, by wszystko obejrzeć, więc w kolejną niedzielę kontynuowaliśmy naszą przygodę z nauką.
Tym razem odwiedziliśmy laboratorium fizyczne. Dowiedzieliśmy się wielu ciekawych rzeczy na temat przyciągania i odpychania ciał. Wykonywaliśmy ciekawe doświadczenia.
Na zajęciach w laboratorium biologicznym mieliśmy bliskie spotkanie z bakteriami.
Naprawdę warto wybrać się tam z całą rodziną. Mnóstwo interesujących eksponatów zachęca do eksperymentowania. Rozbudza w nas ciekawość i chęć zbliżenia się do świata nauki. My byliśmy zachwyceni i na pewno jeszcze nie raz będziemy gościć w CNK.
Serdecznie dziękujemy za zaproszenie i pozdrawiamy.
Nadesłane przez: etka dnia 05-09-2013 00:15
Od mojego ostatniego wpisu minęło 9 miesięcy - naawet nie wiem kiedy to zleciało. Ostatnio dochodzę do wniosku, że życie przelatuje nam między palcami. Ciągła praca i brak czasu. Mija tydzień za tygodniem. Nie tak dawno czekaliśmy z utęsknieniem na wiosnę, a tu znowu nastała jesień.
U mnie jak zwykle sporo się dzieje. 1,5 miesiąca temu przeprowadziliśmy się do prawie własnego mieszkania. Dostaliśmy M-4 w TBS-ie. Mamy w końcu swój własny kąt. Na razie jeszcze nie jest do końca urządzone to nasze gniazdko, ale powoli nabiera to kształtu. Najważniejsze to aby w końcu kuchnia była wyszykowana. Ale jak na razie od poniedziałku mamy zamontowane część mebli. Okazało się, że 2 szafki są źle zrobione, a w 2 innych są fronty do wymiany. No i wygląda na to, że na swoja wymarzoną kuchnię poczekam jeszcze 2-3 tygodnie. Jak już będzie gotowa to wrzucę zdjęcia.
Od jakiegoś czasu przymierzamy się do powiększenia rodziny. Mój S. twierdzi że w tym miesiącu na pewno się uda. Trzymam go za słowo i cierpliwie czekam. Może jak pojawi się maleństwo, to trochę przystopujemy z pracą i więcej czasu będziemy spędzać wspólnie. W tym roku nawet na kilkudniowy urlop nie udało nam się wyrwać.
Ech ta praca, chyba jestem już nią trochę zmęczona.
Nadesłane przez: etka dnia 14-01-2013 17:57
No i w sobotę byliśmy w Liverpoolu. Była z nami też nasza koleżanka, więc miałam towarzystwo do chodzenia po sklepach - wiadomo, że z mężczyznami to jest raczej niemożliwe.
Liverpool - miasto Lenona, z lotu ptaka wyglada pięknie. Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne. Miasto ma swój klimat - urokliwe uliczki i domki. W informacji na lotnisku dostaliśmy mapę i poradę czym poruszać się po mieście.
Po kilku minutach spaceru po centrum miasta doznaliśmy szoku kulturowego. Była to sobota więc tłoczno na ulicach. Wiedziałam że w Anglii nie ubierają się zbyt ciepło - dzieci są hartowane od urodzenia. Ale jak widze w środku zimy (było +2 stopnie i ostry lodowaty wiatr od morza) porozbieranych ludzi to od razu robiło mi sie jeszcze zimniej. Spotkaliśmy nawet kilka osób na krótki rękawek, w krótkich spodenkach i dziewczyny w sukienkach bez rękawów. Wszyscy chodzą w porozpinanych jesiennych kurteczkach lub w bluzach. Dzieciaki bez czapek w trampkach lub adidasach. Po nas to chyba od razu było widać, że z Polski przyjechaliśmy - zimowe buty, kurtki i czapki.
No i oczywiście trudno było się przyzwyczaić do lewostronnego kierunku jazdy.
Mimo że wróciliśmy późno w nocy - warto było. Może jeszcze kiedyś pojedziemy tam jak będzie troszkę cieplej