Teraźniejszość wymaga nadążania za innymi, a nawet ich prześcigania. Każdy rodzic pragnie, żeby jego dziecko odniosło w życiu sukces. To zrozumiałe. Nie chcemy, żeby nasze pociechy zostawały w tyle. Tylko, że taka gonitwa rozpoczyna się już bardzo szybko – w przeliczaniu wyrżniętych ząbków oraz tygodni życia, w których maluszek zaczyna siadać, chodzić czy mówić pierwsze słowa.
Również w zakresie czytania i pisania rodzice nie chcą pozostawiać nauki swojemu biegowi lub dopiero edukacji szkolnej. Jak jednak uczyć wcześniej, żeby nie wyrządzić tym szkody?
Małe dzieci zwykle bardzo wcześnie zapoznają się z literami. Są one widoczne w wielu miejscach – w książeczkach, w telewizji, na szyldach sklepowych, itd. Dorośli idą często za ciosem, próbując uczyć czytać. Wątpliwości nie powinny tak naprawdę dotyczyć wieku dziecka, z którym można rozpocząć naukę. Problem tkwi w sposobie, w jaki proces jest przeprowadzany.
Od znajomości liter do czytania mamy długą drogę. Najważniejsze jest zainteresowanie dziecka czytaniem i uczenie w formie zabawowej. Zmuszanie do czytania i pisania, gdy maluch nie jest na to gotowy, może skutkować dużym zniechęceniem. Równie istotne w rozpoczęciu nauki jest wyćwiczenie percepcji słuchowej.
Często lepiej jest ćwiczyć podstawowe funkcje (percepcję słuchową właśnie czy wzrokową, spostrzeganie i koncentrację uwagi) niż próbować uczyć czytania. Poza tym wielu dorosłych popełnia karygodny błąd już na początku – nie wybrzmiewając głosek w izolacji (zresztą takie błędy zdarzają się w dalszym ciągu w edukacji przedszkolnej czy wczesnoszkolnej). W efekcie na przykład głoska „p” brzmi jak „py”, a więc staje się złączeniem dwóch głosek.
Dziecko będzie miało później trudności między innymi z sylabizowaniem (zamiast „ma-ma” będzie „myamya”). Problemy pojawiają się również w braku identyczności dziecięcego świata głosek i głosek w świecie dorosłych. Jak wytłumaczyć, że „sad” nie piszemy tak jak słyszymy („sat”)?
Ważne jest więc, aby rozpoczynając wcześniej naukę czytania i pisania, nie zaszkodzić. Nie zapominajmy, że w pisaniu szalenie istotny jest na przykład uchwyt przyboru do pisania. W czytaniu dobrze jest wykorzystywać książeczki z podpisanymi obrazkami czy gotowe szyldy na dworze. Pokazujmy napisy na produktach spożywczych. W rezultacie maluch doznaje „kąpieli słownej”, co bardzo pozytywnie wpływa na rozwój mowy i zaznajamianie się ze słowem pisanym.
Gdy już zdecydujemy się na wczesną naukę czytania i pisania, skorzystajmy z metod przeznaczonych dla małych dzieci. Dobre efekty przynosi glottodydaktyka prof. Rocławskiego czy metoda Domana. Wtedy na jednej kartce piszemy jedno słowo i eksponujemy przez kilka sekund w przeciągu paru dni (maksymalnie pięć słów).
W glottodydaktycznej metodzie nauczania baczną uwagę zwraca się na sposób wybrzmiewania głosek oraz na składanie wyrazów z głosek oraz ich rozkładanie w przeróżny sposób. Czytanie (początkowo techniką „ślizgania się”) jest dopiero ostatnim etapem wielu ćwiczeń. Podobnie z pisaniem. Poprzedzają je ćwiczenia między innymi w orientacji przestrzennej i schemacie własnego ciała, czy też prawidłowe kreślenie z zachowaniem kierunki (w tym tzw. „szlaczki”).
Jeśli więc uczymy dziecko wcześniej czytać i pisać, róbmy to dobrze. Naukę można rozpoczynać od imienia malca (metoda dr I. Majchrzak). W atmosferze zabawy każdej literze imienia nadajemy wyjątkowe znaczenia, potem poznajemy imiona rodziny. Na inne, dłuższe zwroty jeszcze przyjdzie czas.
Anna Chmielewska