Opublikowany przez: ULA 2011-08-09 14:29:08
Zanim moja córka została mamą poroniła dwukrotnie. Bardzo to przeżyłam, bo chciałam zostać babcią i czekałam na wnuki. Kiedy Patrycja po raz trzeci zaszła w ciążę była pod stałą opieka lekarza a 3 miesiące przed porodem trafiła do koszalińskiego szpitala. Radości nie było końca, gdy urodziła zdrową i śliczną dziewczynkę – Anię. Wówczas mieszkaliśmy wszyscy w dwupokojowym mieszkaniu, więc postanowiłam zamienić mieszkanie na większe - znalazłam 4-pokojowe na tej samej ulicy, na której mieszkała córka. Niestety, to był mój pierwszy, poważny błąd…
Kiedy wnusia miała roczek córka ponownie zaszła w ciążę. Niestety, od początku była z tego powodu bardzo niezadowolona. Nie chciała tego dziecka i krzyczała, że zrobi wszystko, żeby nie urodzić. W ogóle nie chodziła do lekarza. Starałam się jej wytłumaczyć, że nie jest sama, że jej pomogę, że przecież ma męża, ale to nie skutkowało… Patrycja w ogóle o siebie nie dbała. Kiedy była w czwartym miesiącu ciąży jej mąż wyjechał do pracy w Hiszpanii a 3 lutego 1998 roku córka zaczęła rodzić. Na porodówce okazało się, że dziecko było ułożone w poprzek a lekarz, który ją przyjmował położył ją pod kroplówkę, żeby płód się przekręcił. Był to ewidentny błąd lekarza. Wówczas wody córce odeszły i okazało się, że natychmiast potrzebne jest cesarskie cięcie. Niestety, wykonano je za późno! Karol urodził się poważnie chory, w zamartwicy, w stanie ciężkim… Apgar po urodzeniu: 1,1.1,0,1. Oznaczało to stan krytyczny, a lekarze utwierdzali nas cały czas w przekonaniu, że dziecko nie przeżyje nawet doby… Tylko dzięki opatrzności udało się go uratować. Ale to był dopiero początek jego problemów zdrowotnych..
Od urodzenia młodsze dziecko mojej córki wędrowało od szpitala do szpitala. Gdy wnuk miał dwa miesiące zachorował na zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych - jego stan znowu był krytyczny. Wtedy Patrycja podjęła decyzję, że wyjeżdża do męża, do Hiszpanii. Zapytała mnie czy mogłabym zająć sie Karolkiem w tym czasie - na trzy miesiące. Powiedziała, że go potem zabierze do siebie. Zgodziłam się pod warunkiem, że u notariusza podpiszemy odpowiedni dokument potwierdzający, że na okres choroby dziecko znajduje się pod moją opieką. Później dokument ten uratował wnuka przed domem dziecka… ale wróćmy do dnia wyjazdu córki.
Do tej pory mam przed oczyma jak malutka Ania płakała żegnając sie ze mną – wyjeżdżała do kraju oddalonego o tysiące kilometrów... Rozmawiałam z nią 4 lata temu – zadzwoniła i pytała czy może przyjechać i skończyć szkole w Polsce. Niestety nasza krótka rozmowa została przerwana. Myślę, że dzwoniła po kryjomu.. Potem ja dzwoniłam dwa razy do niej, pytała o brata, wiem, że chciałaby go poznać, ale nie wiem czy doczekam tej chwili…
Gdy Patrycja z Anią wyjechały nastał dla mnie bardzo trudny okres… Ciężko pracowałam - miałam 2 sklepy w których sama musiałam wszystkiego dopilnować. Sama też musiałam utrzymać dom: chorego wnuka i 15-letniego syna Marka, którego przez to wszystko bardzo zaniedbałam. Marek skończył już szkołę, pracuje i ma bardzo dobry kontakt z Karolem. Czasami nas odwiedza…
Córka z zięciem jedynie przez pierwsze trzy miesiące przysyłali pieniądze - to wszystko, co od nich otrzymałam na utrzymanie Karolka. Gdy rodzina i znajomi, którzy są w Hiszpanii zaczęli ich nagabywać o syna urwali z nimi kontakt. A stan zdrowia chłopca był zły…
Lekarze ze szpitala koszalińskiego nie potrafili poradzić sobie z jego chorobą, na szczęście przyjęto go w Centrum Zdrowia Dziecka (CZD) w Warszawie, gdzie przebywał prawie 3 miesiące. Kiedy odbierałam wnuka z tego szpitala zadzwoniłam do córki, że może zabrać Karolka i tam go leczyć... W słuchawce usłyszałam ciszę… Byłam załamana, bo spełniły się moje przeczucia. Od początku byłam pewna, że go nie weźmie i tak sie stało. Ani ona ani jej mąż nie interesują się ani mną ani dzieckiem. Tylko raz, gdy miał 3 lata, postanowiłam zabrać go do Hiszpanii. Chciałam zobaczyć relacje jakie będą miedzy rodzicami a chłopcem. Niestety nie było żadnych – ta podróż przyniosła tylko ból i łzy…
Gdy Karolek miał 8 miesięcy musiałam zrezygnować z pracy i nasza sytuacja stała się bardzo trudna. Nie tylko musiałam zamienić 4 pokoje w centrum na 2 malutkie pokoiki w innej dzielnicy ale brakowało także na leki i jedzenie. Wtedy sprzedawałam z domu to co mogłam a na niczyją pomoc nie mogłam liczyć.
W CZD na początku zdiagnozowano mukowiscydozę, ale potem okazało się, że to nie to. Potem powiedziano, że to dystrepsja i zalecono wnukowi ścisłą dietę. Wykryto też, że Karol ma uszkodzony pęcherz i nerki - myślę, że stało się to przy porodzie. Na kontrole do Warszawy jeździłam najpierw co 3 miesiące, potem co 6 miesięcy i tak przez 8 lat.
Urzędnicy zamiast doradzić mi w trudnej sytuacji, chcieli zabrać Karolka do domu dziecka – wnioskowała o to dyrektor PCPRu. Chociaż sąd wnioski oddalał - ona była nieugięta - zawsze wyszukała jakiś powód. Spokój nastał niedawno, gdy zmieniła się dyrektor. Jedynie sąsiadka, która była ławnikiem w sądzie podpowiedziała mi, żebym złożyła wniosek o rodzinę zastępczą. Czekałam rok i dostałam pieniądze.
Kiedy chłopiec miał 4 lata zaczął się nagle i z niewyjaśnionych przyczyn przewracać, spadał ze schodów, miał zawroty głowy, robilo mu sie gorąco… Szukałam wówczas pomocy u neurologa Najpierw konsultowałam się z jednym doktorem, ale on niezbyt przejął się jego losem.
Dopiero po dwóch latach, gdy zmieniłam lekarza, pani doktor postawiła prawidłową diagnozę: Epilepsja. Przy okazji wszystkich zrobionych przez nią badań wykryto u wnuka wadę serca i jest on od tamtej pory dodatkowo pod stałą opieką kardiologa. Po kilku latach z Warszawy przeniosłam leczenie Karola do Szczecina, gdzie miałam bliżej. Tam wyszedł na jaw kolejny błąd lekarzy. Okazało się, że w stolicy Karolek miał dwukrotnie przecinaną zastawkę cewki tylnej a w żadnym wypadku nie powinna być ona przecinana, bo jak się okazało jest to wrodzona zastawka cewki tylne... To wyjaśniło skąd wzięło się u niego moczenie… Do tego wszystkiego u Karola zdiagnozowano ADHD. Jest wręcz obłożony lekami z każdej strony i na pewno nie pomaga mu to w nauce…
Od kiedy zaopiekowałam się wnukiem moje życie kręci sie wokół niego. Jestem zawsze w domu, muszę cały czas pomagać mu w nauce i pilnować, żeby przyjmował leki. On sam mówi, że nie ma ze mną łatwego życia i ma rację. Musze mu zastąpić i mamę i babcię. Raz muszę przytulic a raz złajać – ciężko to wszystko ogarnąć. Wiem, że brakuje mu rodziców - często zadaje mi pytanie: Dlaczego oni to zrobili? Nie potrafię mu dać na to pytanie odpowiedzi…
W tej chwili marzę tylko o tym, żeby zdążyć go usamodzielnić. On śni o komputerze- żebyśmy nie musieli już polegać na „staruszku” mojej sąsiadki…
Imiona bohaterów zostały zmienione.
Podziel się ważnymi wydarzeniami w życiu Twojej rodziny na Familie.pl!
Aby dołączyć do grona bohaterów naszych Historii rodzinnych:
napisz na adres e-mail: u.szustak@familie.pl
lub zadzwoń: (089) 539 76 32
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Kasia Sadowska 2013.02.11 22:31
Basieńko Jesteś PRZECUDOWNA!!!!!!!!!!!!!!!!! Twoje poświęcenie jest cudowne i budujące! Dużo siły Kochana!!!
malenstwo_1986 2011.10.19 00:07
przeczytalam ta historie i mi lzy w oczach satnely oraz urosla mega klucha w gardle...Jestes wspaniala osoba i wiem jak trudno zastapic dziecku matke i ojca- najblizsze osoby...wiem, bo mnie tez wychowywala babcia co prawda nie bylam wogole na nic chora ale ja takze jak twoj wnuk zadaje sobiet to pytanie dlaczego nie bylo moich rodzicow - pomimo ze jestem juz dorosla i mam swoja rodzine:(,trzymam kciuki aby twoje marzenie sie spelnilo i podziwiam bo naprawde jak dla mnie jestes bohaterem.
oliwka 2011.08.12 22:27
Jesteś wspaniałą Babcią i to się liczy. A rodzice wnuka zrozumieją może swój błąd ale wtedy może być za późno...
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.