Poród w wersji mniej optymistycznej - Artykuł
Znajdź nas na

Polub Familie.pl na Facebooku

Poleć link znajomym

Poród w wersji mniej optymistycznej

Ciąża była dla mnie zaskoczeniem i to przez duże Z. Początki jak to zwykle bywa nie napawały mnie radością, że o późniejszych obawach czy i kiedy urodzę nie wspomnę.

W ciążę z Dorotką zaszłam jeszcze na studiach, kiedy przez myśl by mi nie przeszło, że to jest odpowiedni moment. Co więcej byłam święcie przekonana, że to zły moment, bo praca mgr nie obroniona, brak pracy ciągle niczym cień doskwierał, a o wsparciu męża pomarzyć to była dobra rzecz. Myślę nawet że wtedy czuł się jak duże dziecko co najmniej.

Pomimo że w pierwszych 3 miesiącach ciąży traciłam na wadze bardziej niż powinnam i poranne mdłości to były dla mnie takie codzienne wersje zatrucia pokarmowego, to już 4 i piąty miesiąc były o wiele przyjemniejsze. Odzyskałam energię i.... ogromną chęć na orzechy wszelkiej maści a najlepiej włoskie ;)

Niestety potem przyszła diagnoza, że mam podejrzenie cukrzycy ciążowej i że za bardzo skraca mi się szyjka - efektem było założenie szwu - mało komfortowe wspomnienie niestety.

Końcówka ciąży to już zwykła ociężałość (przybrało mi się na wadze ok 22kg), załatwianie spraw na uczelni, usg 4d które do tej pory wspominam z rozczuleniem i niestety wcale żadnych oznak porodu.

Czekanie, aż coś się zmieni w 41 tc skończyło się moim wylądowaniem na porodówce. Co dzień wstawałam, chodziłam i słuchałam porodów innych dziewczyn a u mnie nic - cisza. W końcu mój lekarz prowadzący, który pracował w tym samym szpitalu zdecydował o podaniu oksytocyny na rozgrzewkę ;)

Tu pojawił się pierwszy mały zgrzycik, bo leżenie plackiem z pompą i podpięciem do ktg miałam zaplanowane na rano, a wyszło w południe (czyli od rana na głodzie) bo pierwszeństwo ma przecież rodzina ordynatora ;) No nic. Mówi się trudno, zjada obiad później niż wszyscy i dalej czeka.

Następnego dnia, a raczej o 5 rano obudziły mnie pierwsze skurcze - zaczęłam liczyć wychodziło 2/3 skurcze co 15 min. Wstałam więc i się poturlałam do dyżurki położnych poinformować że się zaczyna. Ale oczywiście kazały jeszcze się położyć i przyjść do 8 to wtedy sprawdzą.

Ten czas spędziłam bujając się, spacerując o tyle o ile ;) czasem siadając na chwilę. Samo badanie o 8 rano do przyjemnych nie należy, ale okazało się że jest 2 prawie 3 cm rozwarcia, więc miałam dalej sobie spacerować. O 9 pojawił się mój doktorek, który nadzwyczaj się ucieszył że to już, a przed 10 wylądowałam na sali porodowej, wypełniając wcześniej masę druczków. W tym czasie skurcze przybrały na sile i były już co 5 minut. Myślałam wtedy tylko o tym, że nie jestem w stanie utrzymać się na własnych nogach i wtedy ucieszyłam się z zimnego zielonego łóżka porodowego jak nigdy, nawet jeśli zwijałam się z jednego boku na drugi.

Przydzielono mi chyba początkującą położną, choć nie wyglądała jak na ten wiek. Niestety popełniła wiele błędów jak się później okazało, bo a) specjalnie przebiła palcami pęcherz płodowy i wody ciurkiem się ze mnie na łóżko wylały (a ciepełka tam niestety nie było, bo ponoć obawiali się, żebym nie zemdlała) b) nie prowadziła ze mną oddychania (mimo że sama się starałam bo na zajęciach szkoły rodzenia patrzyłam jak inne mamy to robią bo ja sama miałam przez szew zabronione tego typu ćwiczenia) c) dostałam po interwencji mojego doktorka znieczulenie, które zamiast podane domięśniowo dostałam wenflonem prościutko do żyły co spowodowało, że fizycznie odleciałam, choć cały czas miałam świadomość, że o nacinaniu krocza po skórczu gdzie zabolało to jak makabra nie wspomnę.

Po 11 przyszedł czas na poród właściwy gdzie czułam skurcze parte, ale nie miałam siły na nie zareagować, na co przyszedł pan ordynator i wylał na mnie butelkę wody bo w między czasie zaczęłam przy największych skurczach najzwyczajniej w świecie krzyczeć (potem sie dowiedziałam że dobrze robiłam bo z racji tego, że ja zawsze częściowo oddycham przeponą, to swoim krzykiem i nabieraniem powietrza dostarczałam powietrze jednocześnie i córce a było jej wtedy to potrzebne).

W każdym razie gdy zaczęła pojawiać się główka na "pomoc" (moim zdaniem niepotrzebną ale czasu nie cofnę) przyszedł mój doktorek i kładąc mi się na brzuchu i płucach pomógł urodzić Dorotkę, która równo w południe pojawiła się na świecie. Jak się potem okazało, był to ostatni moment, bo przez niewłaściwe podanie znieczulenia uderzyło ono i w Dorcię i urodziła się cokolwiek sina. Na szczęście po obmyciu ubraniu i włożeniu w cieplutki becik szybko wróciła do normy i dostała 10 pkt apgar.

Efekt mojego rodzenia sn było nacięte krocze i dużo zszywania mnie w środku przez doktorka. Powiedział mi, że gdyby wiedział, że Dorotka będzie taka spora, to by mnie na cesarkę zapisał (jak dla mnie waga 3700 i 57cm wzrostu to nie tak dużo).

Potem w między czasie nie mogłam za bardzo chodzić bo coś mnie tak dotknęło w końcówce kręgosłupa że chodziłam poskręcana jak 5 paragraf a do tego najprawdopodobniej narzędzia nie były do końca sterylne bo na szwach w kroczu pojawił się stan zapalny z ropą w tle przez co miałam stosowane naświetlania, żeby się szybciej goiło.

Potem był miesiąc prawie bez karmienia Dorotki - tyle o ile, bo się rozchorowałam i miałam nie tylko stan zapalny w oskrzelach i początki płuc ale i stan zapalny piersi jednocześnie. Na szczęście po zastosowaniu antybiotyku wszystko wróciło do normy i mogłam już sama zajmować się córką.

Strzałka w prawo

Sonda

Grafika sondy

Jak długo trwał poród Twojego dziecka?

krócej niż dwie godziny
18.9%
od dwóch do pięciu godzin
23.8%
dłużej niż pięć, ale krócej niż dziesięć godzin
17.2%
dłużej niż dziesięć, ale krócej niż piętnaście godzin
14.8%
dłużej niż piętnaście, ale krócej niż dwadzieścia godzin
9.8%
dłużej niż dwadzieścia godzin
15.6%

Najnowsze komentarze

  • Awatar użytkownika Sonia
    SoniaIkona zgłaszania komentarza
    Przeżyłaś dużo, ale z to jaką piękną ''nagrodę'' wychowujesz teraz:) A doktorek? Faktycznie jakiś ciężki przypadek z niego!
  • Awatar użytkownika Agnieszka1985
    Agnieszka1985Ikona zgłaszania komentarza
    łoooo... u mnie tez nie było kolorowo... Ale chyba tak na prawde mała jest liczba kobiet, które dobrze wspominają poród / co innego narodzinty dziecka/. Ja liczyłam na to, że urodze w 15 minut... no nie udało się, ale i tak bardzo się cieszę, że poród się odbył:P
  • Awatar użytkownika iza82k
    iza82kIkona zgłaszania komentarza
    Współczuję. Mój pierwszy poród to była istna rzeźnia. Też się nie spodziewano, że dziecko jest duże i rodziłam 11 godzin. Córcia ważyła 4.720 kg, mierzyła 57 cm. Przy porodzie doznała porażenia splotu ramiennego. Życzę lekarzom i położnym troszeczkę więcej rozumu.