Przed porodem kleszczowym lekarka nacięła mi krocze. Aby sprawdzić położenie dziecka w macicy nie użyła USG, zdała się na starą sprawdzoną metodę – liczyła ciemiączka. Zakładając kleszcze nie zdawała sobie nawet sprawy, że stara sprawdzona metoda zawiodła – ciemiączka pomyliła. Tak więc główka dziecka nie była ułożona przodem do niej, lecz bokiem. Zakładając kleszcze lekarz powinien chwycić dziecko powyżej uszu. Lekarka złapała moją córkę za… oko, urywając jej przy tym powiekę. Lekarka w dalszym ciągu nie zdawała sobie sprawy co się stało, że kleszcze nie zaskoczyły, powtórzyła więc zabieg. Całe szczęście kleszcze nie zaskoczyły po raz kolejny, bo pewnie teraz moja córeczka nie miałaby oka. Po drugiej nieudanej próbie lekarka zaniechała swoich starań i zdecydowała się na użycie vaccum. Wyssanie dziecka z macicy jednak również się nie powiodło. Od chwili podania narkozy minęło już wtedy około 40 minut. Dziecko wciąż było we mnie i chłonęło „końską dawkę” narkozy, ja natomiast zaczęłam się przebudzać. Nigdy nie zapomnę krzyków „To nie to ciemiączko, to nie to ciemiączko!”. W końcu lekarka zdecydowała się na wykonanie cięcia cesarskiego, które mojej córce miało uratować życie. Przed operacją prawdopodobnie podano mi kolejną dawkę narkozy, a lekarka przeprowadziła ją jednym cięciem rozcinając przy tym główkę mojej Julitki.
Po porodzie lekarze założyli szew na rozcięta główkę, a po podpisaniu przeze mnie zgody na zabranie córki do Kliniki, została tam natychmiast zawieziona karetką w inkubatorze. Lekarz, który miał wtedy dyżur w Klinice mówił później, że czegoś takiego jeszcze w życiu na oczy nie widział, nie wiedział co ma zrobić, a Julitka była pacjentką, którą jeszcze przez wiele dni miał przed oczami. W końcu założył stripy na rychłozrost. W miarę możliwości zbadano stan gałki ocznej, jednak dokładne przeprowadzenie badania było niemożliwe przez zwiększającą się opuchliznę. Na szczęście badanie nie wykazało żadnych uszkodzeń. Po pobycie w Katowicach Julitka została przewieziona z powrotem do Gliwic, gdzie około godziny 12:00 w końcu pozwolono mi ją zobaczyć.
Nie życzę żadnej matce, żeby tak wyglądało jej pierwsze spotkanie z dzieckiem.
Ze szpitala wypisano mnie w poniedziałek, zaraz potem siostra zabrała mnie do Kliniki w Zabrzu. W rozmowie z lekarką dowiedziałam się, że poza raną główki i oka, mała miała również obrzęk mózgu (prawdopodobnie spowodowany zbyt długim obijaniem się o moje kości miednicy), infekcję krwi oraz tzw. zamartwicę poporodową. Na moje pytania czy córka będzie otwierać oko, czy będzie w ogóle na nie widzieć i przede wszystkim czy obrzęk mózgu nie spowoduje trwałego upośledzenia lekarka nie była w stanie odpowiedzieć, gdyż z powodu dużych obrażeń wykonanie szczegółowych badań nie było póki co możliwe. Przeżywałam koszmar.
Z Kliniki córeczkę wypisano 5 lutego. Badania nie wykazały żadnych nieprawidłowości. Obrzęk mózgu prawdopodobnie nie spowodował żadnych trwałych uszkodzeń, powieka się zrosła, rana na główce również. Ale nasze początki były trudne. Ja nie byłam w stanie sama się nią zajmować, a ona całymi dniami płakała. W końcu badanie neurologiczne wykazało wzmożone napięcie mięśniowe. Lekarz neurolog twierdzi, że jest to spowodowane złymi wspomnieniami – prawie 2-tygodniowym pobytem w szpitalu bez mamy, bez nikogo bliskiego, ogromnym bólem, który przeżyła zarówno podczas porodu jak i później, kiedy przebywała w szpitalu, a poniesione obrażenia się goiły oraz środkami przeciwbólowymi i uspokajającymi jakie dostawała na Oddziale w Zabrzu.
Teraz Julitka ma już prawie 5 miesięcy. Od ponad 3 miesięcy regularnie jeździmy na rehabilitacje, dzięki którym napięcie mięśniowe ustępuje. Codziennie ćwiczymy też w domu. Jest bardzo wesołym dzieckiem, rzadko płacze, dużo się śmieje. Ale tego co się stało nikt nam nie zwróci, nikt nie naprawi, nikt nie sprawi, że zapomnimy. Blizna na powiece Julitki zostanie już do końca życia, a lekarze nie dają gwarancji, że w miarę wzrostu powieka nie zacznie opadać. Minęło prawie 5 miesięcy od porodu, mimo to nie byłam jeszcze na kontroli u ginekologa, bo samo to napawa mnie przerażeniem. Jestem całkowicie oziębła w sferze intymnej, nie potrafię nawet myśleć o zbliżeniu fizycznym z mężczyzną...
Pani Joanna zechciała podzielić się z nami swoimi traumatycznymi doświadczeniami. Jesteśmy całym sercem z Panią i córeczką, wysyłając drobny, familijny upominek.
Familie.pl