Ile tak naprawdę kosztują pracodawcę nasze usługi? W skład naszej pensji wchodzą:
- składka na ZUS - emerytalna, rentowa i chorobowa.
- zaliczka na podatek dochodowy
- składka na NFZ
Wszystkie te składki stanowią różnicę miedzy tym, co mamy na umowę, czyli pensje brutto a tym, co dostajemy na rękę, czyli pensją netto. Jak sie jednak okazuje, nie jest to całkowity koszt naszej pracy. Pracodawca bowiem zobowiązany jest także zapłacić składkę na ZUS oraz Fundusz pracowniczy i Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Całkowity więc koszt naszego zatrudnienia dla pracodawcy jest znacznie wyższy.
Minimalna pensja w naszym kraju wynosi obecnie 1317 zł brutto. Biorąc pod uwagę jednak obowiązkowe składki pracodawcy, abyśmy otrzymali pensje, musimy dla niego wypracować 1560,39 zł. W zamian za to otrzymamy na rękę 984,16 zł. Cała resztę pochłonie zbiurokratyzowana machina urzędnicza, zwana państwem. Ale to przecież nie koniec podatków, jakie płacimy.
Podatek od towarów i usług, znany jako podatek VAT, wprowadzony został w Polsce w roku 1993 i ostatecznie uregulowany (jak zawsze z korzyścią dla podatkożercy, czyli państwa) w roku 2004. Stawka podstawową VAT jest 22%, istnieją również progi podatkowe 7% oraz 3%. Niektóre towary i usługi są zwolnione z podatku VAT, jednak podatkożerca dąży do zlikwidowania zerowej stawki. Załóżmy zatem dla uproszczenia, że średnia podatku VAT to 20%. A zatem z naszego 984,16 zł, które wydamy na towary lub usługi, pozostanie nam 787,33 zł.
Kolejnym sposobem na ściągnięcie pieniędzy od obywatela jest akcyza. Akcyza to podatek pośredni nakładany na niektóre dobra konsumpcyjne, aby ograniczyć konsumpcję tych dóbr ze względu na szkodliwość zdrowotną lub wyczerpywanie się rezerw. Średnio każdy polak wypija 10 l czystego spirytusu rocznie, wypala 16 papierosów dziennie. A zatem dość mocno zaokrąglając - cztery butelki wódki i dwadzieścia paczek papierosów. W naszym przykładzie, opartym na płacy minimalnej, zmniejszmy ilości dwukrotnie. Ponieważ akcyza to ok. 13 zł na butelce wódki i 5 zł na paczce papierosów, państwo znowu zarabia - 76 zł. Nasze zarobki uszczupliły się do kwoty 702,33 zł.
Do pracy musimy dojechać. Państwo, jako hiena podatkowa, bardzo sie z tego faktu cieszy, gdyż akcyzą obłożyło także paliwo. Załóżmy, że do pracy mamy 10 km, które przejeżdżamy dwukrotnie w ciągu dnia. Do tego wyjazdy na zakupy, do znajomych itd. 400 km do pracy plus 100 km dodatkowych - to 500 km. Jeśli nasz samochodzik pali 6l/100 km, wychodzi 30 litrów benzyny. Obecna cena litra paliwa to około 4,60 zł, a zatem wydajemy na paliwo 138 zł. W cenie litra paliwa 2,50 zł to akcyza, a zatem państwo z radością i błyskiem w oczach urzędników kasuje naszego mało zarabiającego biedaka na kolejne 75 zł. Pozostaje zatem 627,33.
Do tego jeszcze drobiazgi - 17 zł za możliwość posiadania tak wspaniałego i luksusowego wynalazku jak telewizor. No i jak sie ma komputer, telewizor, zmywarkę, chce się poczytać wieczorem przy świetle elektrycznym - trzeba zapłacić za prąd. Także i tam udało się naszym pomysłowym urzędnikom wcisnąć podatek - akcyzę. Jest ona niewielka, w granicach 10 zł, ale jest. Pozostaje zatem 600 zł.
600 zł z wyrobionych przez pracownika 1560. Czyli 38%. Tak, pracownik, który za swoją pracę powinien otrzymać 1560 zł, otrzymuje ledwie 600 zł, a całą resztę konsumuje aparat państwowy. W rzeczywistości trochę więcej, bo przecież są jeszcze podatki - gruntowy, mieszkaniowy, za kupon totolotka, za psa, czasem spadkowy... 62% naszych zarobków idzie na utrzymanie ludzi których nie znamy, nie lubimy, nie chcemy znać i lubić. Ale sponsorujemy im pracę, przyjemności, wakacje. W końcu to my - dojne krowy, najlepiej znamy powiedzenie - ktoś pracuje, by bawić się mógł ktoś.
A na koniec prosta recepta, jak zmniejszyć biurokrację w Polsce.
1. Wybrać losowo połowę urzędasów, zapakować na statek i wysłać w ..., to znaczy na Antarktydę.
2. Pozostałej połowie zapowiedzieć, że następny statek odpływa za pół roku i popłynie nim połowa najmniej efektywnych.
A dlaczego na Antarktydę? Bo to jedyne poza Arktyką miejsce, gdzie naprawdę, jak w marksistowskiej bajeczce, warunki dyktuje lód.