Przed chwilą dostałam telefon od mamy, że Mati, który jest pod jej opieką jest chory i ma 38 st. gorączki (?)...i ja mam iść z nim do lekarza.
Próbowałam jej wytłumaczyć, że 38 st. u takiego dziecka to nie gorączka, że ma dać mu panadol tym bardziej, że ani kataru ani kaszlu nie ma. Nasz pediatra i tak przyjmuje do 12:00, więc ja i tak nic teraz nie zrobię.
M. jest na miejscu (tzn. nie wyjechał w trasę), więc spytałam czemu nie zadzwoniła do niego a do mnie wiedząc, że bardzo się tym telefonem zdenerwuję, bo teraz siedzę i myślę, czy z małym faktycznie tak źle, czy moja mama niepotrzebnie panikuje.
Oczywiście oberwało mi się, że powinnam wiedzieć, że powinnam coś zrobić itd. itp. Spokojnie próbowałam jej wytłumaczyć, że jakby zadzwoniła do M. to on równie dobrze mógłby pójść do lekarza. Zareagowałby znacznie szybciej niż ja, bo z pracy wyjść nie mogę.
Eh, jestem tak zdenerwowana, że nie mogę się skupić na pracy