O konflikcie posłanek Grodzkiej i Pawłowicz słyszał już chyba każdy. Zapomnijmy na moment o tym, czy akceptujemy image Grodzkiej, homoseksualistów i transseksualistów, a skoncentrujmy się na czyms innym: co wypada mówić a czego nie osobie publicznej, politykowi?
Czy teksty w stylu: "Ona ma nos jak bokser", " Nawet jak ktoś się nażre hormonów i tak nie stanie się kobietą" i ogólnie poubliczne naśmiewanie się z innej osoby przystoi przedstawicielce narodu i pani profesor?
Nie tylko Pawłowicz potrafi w ten sposób "zjednywać sobie wyborców". Znamy przecież więcej takich przykładów. Co o tym myślicie? Gdzie leży granica pomiędzy wyrażaniem poglądów a publicznym obrażaniem i wzbudzaniem nienawiści?