Mała jeszcze nie chodzi do przedszkola, bo w zeszłym roku sie nie udało, więc na razie jestesmy z mężem na zmiane przy opiece.
W zasadzie ciagle rozmijamy sie, on wraca z nocy, ja wychodzę, ja wracam, on wychodzi, albo... on na rano, on wraca, ja wychodze, ja wracam, on sie kładzie, albo... mam wolne, gdy on ma popołudnie, jak dziś.
Moja mama pomogłaby częściej, ale mieszka daleko, kilkadziesiąt km, jazda do nas busem i miejskim to prawie 2 godziny w jedna stronę. Ale i tak stara sie chociaż raz w miesiącu przyjechac. Jak się cos nam nakłada, to rzuca wszystko i jedzie.
Tesciowa... całej dalszej rodzinie opowiada, jak nam by mogła pomóc, tymczasem nawet nie pamietała ostatnio numeru budynku, w którym mieszkamy, a mieszka kilka przystanków miejskich od nas. Nie ma czasu, bo woli opiekowac sie innymi wnuczkami, dużo starszymi od naszej córki. Róznica taka, że tamtych stac na opiekunke, nas niestety nie. Jak naprawde musimy raz na dwa lub trzy miesiace dac małą na godzine to choc tydzień naprzód o to prosimy, cały tydzień musimy potem słuchac, jak dezorganizujemy czas Teściowej, bywa, ze odbiera któreś z nas małą i musi wysłuchac, ze Tesciowa nie miała czasu czegos zrobic, co zaplanowała, bo przy małej nie mogła. Przykre, ale co zrobic. Cięzko jest.
Pocieszam sie, ze sa ludzie, którzy maja gorzej, mała wiecznie mała nie bedzie, z roku na rok robi sie troche lżej, tylko coraz ciężej myśli sie o drugim dziecku...
Czas spędzony razem- jakies wyrwane szczesciu popołudnie raz w miesiącu, czasem cały dzien...