"Czas na miłość"/"About time" (reżyseria: Richard Curtis) - po zobaczeniu tego filmu wciąż nie przestawałam o nim myśleć. Ta projekcja przypomniała mi, że uwielbiam kino. Bo wiadomo, brak czasu na przyjemności powoduje, że zapomina się nawet o tym, co się kochało. :( A ja lubię filmy i do granic możliwości kocham takie jak ten..., i gdybym miała możliwości, to poszłabym jeszcze na niego i z dwa razy, siorbiąc cole ze słomki, zakatarzona od płaczu, i zatopiona w fotelu zasypanym pop cornem, i byłoby mi zupełnie dobrze.
Na tym filmie od połowy patrzyłam co chwila w górę i mrugałam jak głupia żeby się nie popłakać... na szczęście było to nieuniknione i łzy jak grochy po policzkach razem z tuszem i pudrem rękawem ocierałam. A jak już nabrałam oddechu to znowu ryk! I ja wiem, że za każdym razem tak bym płakała, ile bym go nie oglądała..., a to dlatego że cały film porusza różne cząsteczki, z których jesteśmy złożone, bardziej my - kobiety (niech się Panowie nie obrażają), no i do tego piękna obsada. Ten film dodaje skrzydeł, wiary, radości. I jest tam pewien fragment, taki który mówi o tym co uważam w życiu za bardzo istotne..., więc główny bohater jest proszony przez Ojca by powtarzał każdy dzień (ma możliwość przenoszenia się w czasie). Dzień przeżyty po raz pierwszy jest w biegu, pędzie, zamieszaniu, na ślepo, w milczeniu, zdenerwowaniu..., natomiast przeżywany raz jeszcze w każdej sytuacji rozgrywany jest zupełnie inaczej. Nawet gdy na szybko, to z jakimś uśmiechem, z żartami, wygłupami. I takie zwykłe dni zamienia na wyjątkowe. I to jest piękne!
Gdy wróciłam z tego kina, to nic mi nie przeszkadzało..., że Hania nie chce iść spać, że zlew pełen, że na dywanie paprochów sto milionów...
a kiedy już zasnęła, to gładziłam te małe loczki i celebrowałam każdy oddech z Jej małego noska jaki zatrzymywał się na mojej brodzie..., bo ja (jak my wszyscy) możliwości przeniesienia się w czasie nie mam i mieć nie będę..., a tak gonię, choć każdego dnia sobie obiecuję, że już nie będę, że zwolnię, że lepiej jest spokojniej.
Tak przepiękny film... polecam go mocno. To taki film warty kina, a potem swojej płyty dvd, na półce w naszym mieszkanku.., by później całą rodziną w kocach, z herbatą i pierniczkami seanse tworzyć. :)
A muzyka jaka… piękna. No nie ma co ukrywać - jestem w tym filmie rozkochana..., bo tak mi po nim dobrze było, tak błogo, spokojnie...
P.S. Podaję również kino, jak zaznaczono powyżej: Zabrze/ul. Gdańska 18, 41-800 Zabrze.
e-mail: zabrze@multikino.pl
(Kino na wysokich obcasach) :)