Zostańmy ze sobą dla dobra dzieci.....
- Zarejestrowany: 03.07.2009, 17:42
- Posty: 21159
Bardzo często małżonkowie/rodzice zostają ze sobą dla dobra dzieci...
Czy uważacie, że rzeczywiście taki układ jest dla dzieci dobry?
Ja myślę, że nie... Bo dziecko przecież potrafi wyczuć fałsz...
Gdyby u Was pojawiły się problemy i byłaby groźba rozstania....jak sądzicie jaką decyzję byście podjęli
- osobno
- czy razem dla dobra dzieci?
A może ktoś z Was był w tej sytuacji...? Podzielcie się doświadczeniami!
Znam taka pare, sa ze soba dla dobra dziecka...
A dziecko czuje, oj czuje...
Nic dobrego z tego nie wynika.
Wieczne kłotnie, zero nici porozumienia.
Ja bym tak nie potrafiła, bo moim zdaniem, dziecko jest szczesliwe, wtedy gdy my jestesmy szczesliwi...
- Zarejestrowany: 25.03.2011, 10:51
- Posty: 38
Znam taka pare, sa ze soba dla dobra dziecka...
A dziecko czuje, oj czuje...
Nic dobrego z tego nie wynika.
Wieczne kłotnie, zero nici porozumienia.
dokladnie dzicko czuje nic dobrego z tego nie ma
Nie widzę w takiej decyzji nic co by było rzeczywiście "dla dobra dziecka". Dziecko swój rozum ma i dostrzega zakłamanie. Wyrastając w sztucznych relacjach wynosi własnie taki sztuczny obraz związku. I samo może mieć problemy w przyszłości ze stworzeniem prawdziwej rodziny.
- Zarejestrowany: 20.08.2010, 06:49
- Posty: 1492
Nie widzę w takiej decyzji nic co by było rzeczywiście "dla dobra dziecka". Dziecko swój rozum ma i dostrzega zakłamanie. Wyrastając w sztucznych relacjach wynosi własnie taki sztuczny obraz związku. I samo może mieć problemy w przyszłości ze stworzeniem prawdziwej rodziny.
też tak uważam...i myślę, że nie ma nic gorszego niż wychowywanie dziecka w atmosferze pretensji i kłotni...jesli rzadziej widzi takiego rodzica i nawet "od święta", ale w spokojnej atmosferze - to dla jego psychiki lepiej...
Szkoda, że na takie tematy czesto najwięcej do powiedzenia maja osoby, które w takiej sytuacji nie były...
Pewnie, jak byłam młoda, pełna idealów, też się tak "wymądrzałam" i chciałam być wierna zasadom...jednak teraz wiem, że nie zawsze się da...życie weryfikuje wszystko. Nawet i porządne wzorce, które wyniosłam z rodzinnego domu...cóż, do niektorych ludzi - nie sposób je "przyłożyć"... A dziecko nie może odpowiadac za błędy rodziców...Bo jest integralną jednostką i ma prawo do szczęsliwego, własnego życia. Bez obciążeń...
- Zarejestrowany: 26.01.2010, 18:21
- Posty: 18946
nie wiem , czy warto aż tak się poświęcać zwłaszcza , że dziecko w chorym związku też nie czuje się najlepiej ...
- Zarejestrowany: 31.01.2010, 09:26
- Posty: 21500
nie wiem , czy warto aż tak się poświęcać zwłaszcza , że dziecko w chorym związku też nie czuje się najlepiej ...
Dokładnie. Gdy dowiedziałam się że ojciec ma inną i przez jakiś czas mieszkał jeszcze z nami nie mogłam na niego patrzeć każdy powrót do domu powodował u mnie ból brzucha
- Zarejestrowany: 06.05.2009, 20:23
- Posty: 5452
A kto mówi o jakimś zakłamaniu i udawaniu? Ja pisałem o walce o związek. O ratowaniu małżeństwa nie tylko na siłę, ale ze wszystkich sił. O szukaniu pomocy na zewnątrz... a nie o wygodnym poddaniu się i wytłumaczeniu tego dobrem dziecka. Relacje między ludźmi nie spadają z choinek - sami je tworzymy. I to od nas zależy, czy będziemy w stanie się przełamać i ratować związek dla dobra wszystkich.
- Zarejestrowany: 31.01.2010, 09:26
- Posty: 21500
A kto mówi o jakimś zakłamaniu i udawaniu? Ja pisałem o walce o związek. O ratowaniu małżeństwa nie tylko na siłę, ale ze wszystkich sił. O szukaniu pomocy na zewnątrz... a nie o wygodnym poddaniu się i wytłumaczeniu tego dobrem dziecka. Relacje między ludźmi nie spadają z choinek - sami je tworzymy. I to od nas zależy, czy będziemy w stanie się przełamać i ratować związek dla dobra wszystkich.
Tylko problemem jest tu to, że tego muszą chcieć dwie osoby.
- Zarejestrowany: 26.01.2010, 18:21
- Posty: 18946
Jeśli chodzi o ratowanie związku - oczywiście warto próbować . Jednak często mamy do czynienia z udawaniem związku - tu jestem na '' nie '' , i to zdecydowanie ....
Jeżeli jest o co walczyć i co ratować to jasne że trzeba to zrobić. W końcu małżeństwo i rodzina to nie ciuch który sezonowo się wymienia gdy się znosi lub znudzi. Ale do walki potrzeba jest dwojga. I stanowczo przeszkadza w niej osoba trzecia.
- Zarejestrowany: 31.01.2010, 09:26
- Posty: 21500
Jeżeli jest o co walczyć i co ratować to jasne że trzeba to zrobić. W końcu małżeństwo i rodzina to nie ciuch który sezonowo się wymienia gdy się znosi lub znudzi. Ale do walki potrzeba jest dwojga. I stanowczo przeszkadza w niej osoba trzecia.
Otóż to!
- Zarejestrowany: 10.03.2011, 16:24
- Posty: 18894
Nasunęło mi się spostrzeżenie, że to mężczyźni tak walczą o utrzymanie małżeństwa. A oni najcżęściej( nie mówię że zawsze) są powodem konfliktów i rozpadu . Bo nie tylko zdrady są przyczyną rozpadu. Alkoholizm, przemoc fizyczna i psychiczna też nie sprzyjają prawidłowemu rozwojowi rodziny . A szczególnie dzieciom. I te wszystkie zagrożenia widzą kobiety. Mężczyźni jakoś nie widzą w tym problemu. A jak zona z dziećmi chce odejść, to jest ta bee. Bo on tak ciężko pracuje aby zapewnić im byt. Tylko że w rodzinie nie tylko o materialne dobra chodzi. Może być biednie a spokojnie. I wtedy można mówić o szczęśliwym związku i szczęśliwej rodzinie. I mężczyznom życzę takiego spojrzenia na rodzinę.
Myślę, że lepiej jak rodzice są przyjaciółmi na "odległość" niż wrogami we własnym domu.
Masz racje.... znam pary, ktore zostaly razem mimo tego, ze przestaly sie kochali. W tej chwili nie doscm ze nienawidza sebie nazwzajem, to jeszcze walcza o dzieci i uzywaja ich jakos narzedzi, by skrzywdzic te druga osobe.
A gdyby się rozstali pewnie stanowiliby społeczny wzór rodziców?
Tego nie napisalam. Ale zyjac ze soba idealem rodzicow rowniez nie sa!!!
Barrt wątek nie dotyczy pytania jaki jest społeczny wzór rodziców, tylko czy warto być ze sobą dla dobra dzieci
Ja z ojcem mojej malej rozstalam sie jeszcze w ciazy,bo zaczal pic,awanturowac sie itd.
Uwazam,ze dobrze zrobilam,bo bym sie tylko meczyla i chyba "tynk ze sciany" dziecku do jedzenia dawala,on jej nie odwiedza i nie interesuje sie wcale nia.
Radze sobie lepiej bez niego,bo mama mi pomaga.
Dla dobra dziecka nie meczylabym sie z kims,bo dziecko bylo by szczesliwe jezeli rodzic jest szczesliwy
jezeli rodzice ciagle sie kloca,a dziecko to widzi wiec ja tu nie widze zadnego dobra
To jest najgłupsza teoria, jaką słyszałam: zostać w niekochającym się związku dla dobra dzieci.
Co to za dobro, kiedy życie polega na ciagłym udawaniu?
Zdecydowanie dzieci widzą i czują, co sie dzieje... Nie sądzę, by czuły sie szczęśliwe w takiej "upozorowanej" rodzinie...