Hasło rezygnacji z systemu kapitałowego głosi prof. Leokadia Oręziak ze Szkoły Głównej Handlowej oraz Wyższej Szkoły Handlu i Prawa im. Ryszarda Łazarskiego w Warszawie. - OFE są niereformowalne - nie da się ich zmienić na lepsze. One tylko generują koszty, przez które jako państwo staniemy się niewypłacalni.- Jak tłumaczyła, OFE niebezpiecznie przyczyniają się do wzrostu długu publicznego. Wyliczała, że od początku reformy przekazano do OFE 140 mld zł, co wraz z odsetkami daje ponad 180 mld zł. - Zostały one wyjęte z finansów publicznych, nie posłużyły na wypłatę obecnych emerytur czy finansowanie szpitali. Dług publiczny wynosi 700 mld zł, w tym 1/4 z tytułu otwartych funduszy emerytalnych - przekonywała Oręziak.
Sama minister Fedak swoją propozycję ograniczenia składki przekazywanej na II filar nazywa niewielką korektą. Wskazała, że towarzystwa emerytalne nie tylko generują koszty dla państwa, ale także pobierają opłaty od składki i za zarządzanie. - Nie możemy sobie pozwolić, by system był drogi - podkreśliła.
- Rozpatruję również możliwość dobrowolnego uczestnictwa w rynku kapitałowym - wskazała. Pozwoliłoby to niektórym przejść z OFE do ZUS.
- Witam panią minister w gronie oszołomów - w ten dość zaskakujący sposób zwrócił się do Jolanty Fedak Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha. Wyjaśnił, że kiedy 11 lat temu wdrażano reformę emerytalną, nieżyjący już Krzysztof Dzierżawski, Andrzej Sadowski i oni sam mówili, że ona nie ma sensu i musi się źle skończyć. Wówczas byli osamotnieni i krytykowani. Teraz również minister widzi zagrożenia.
- Nie da się wprowadzić systemu kapitałowego w społeczeństwie, w którym 25 proc. ludzi żyje z emerytury, a w budżecie państwa 1/3 to świadczenia emerytalne - argumentował.
wp pl