Mama w pracy i po pracy oraz...synKategorie: Rodzicielstwo Liczba wpisów: 107, liczba wizyt: 267767 |
Nadesłane przez: castilla dnia 23-02-2011 07:42
...a my co? My z Miłoszkiem, na szczęscie, zdrowi - mimo trzaskającego mrozu -24 (dziś) za oknem!
Ale jakoś...nie chce mi się pisać...
Nadesłane przez: castilla dnia 17-02-2011 12:35
...w uzupełnieniu na komentarze do mojego poprzedniego wpisu...
Sprawa o alimenty, w tym przypadku nic może nie dać, ponieważ:
- facet nie ma stałych dochodów (czyli nie tak , jak np. mi komornik od razu by wsiadł na wypłatę), a mało tego - nawet wykazuje straty i lata do opieki społecznej (jeszcze ja bym musiała na niego alimenty płacić:), albo co gorsza Miłoszek jak już dorośnie) - żartuję - całe szczeście nie jest moim męzem i nie mam z nim wspólności majątkowej
- ma również inne zobowiązania alimentacyjne, ale tam dzieci dostają pieniądze od Państwa, jako rodzina zastępcza (opiekunowie), bo ich matka nie żyje
- jesli bym nawet uzyskała wyrok sądu i zasądzili mi alimenty (co wcale nie jest takie pewne, bo to ja mam dochody, on , nie) - to z funduszu alimentacyjnego nie dostanę nic, ze względu na wysokość dochodów
- mozna by egzekwować z jego majątku (bo takowy , w formie nieruchomości posiada), ale proces byłby długi i nie wiem czy wtedy już w ogóle cokolwiek mozna by od niego uzyskać
- zostaje po dobroci...zobaczymy
A jakieś pieniądze ma, ze źrodeł niewykazywanych - inaczej mówiąc, z pracy "na czarno" - i za to może z panienkami na piwo chodzić :)
Najlepsze było to , że twierdził, że "wyrwałam" go dla kasy :) Jeśli o to by akurat chodziło, to inaczej bym szukała...
Dlatego na razie sobie odpuszczę, co nie znaczy że nie można kiedyś tam założyć sprawy i o zaległe alimenty.
Niby znam się na przepisach i na prawie (no i własnie dlatego wiem, jak cieżka jest potem egzekucja, zwłaszcza, że ja nie znajduję się w niedostatku). Przepisy przepisami, życie życiem...
Myśle, że trzeba to rozegrać bardziej umiejętnie, a to dowód tylko na to , że można być rozsądnym, ale niekoniecznie "w swojej" sprawie...
Nadesłane przez: castilla dnia 17-02-2011 08:52
...i tak sobie myślę. Jeśli poszłabym na ustępstwo i pozwoliła ojcu Miłoszka się z nim zobaczyć, to co za korzyści z tego wynikną? Mnie to na pewno zdenerwuje...
Tu ktoś się wypowiadał, że trzeba dać szansę, ale...jeśli ja mam same obowiązki (zajmowanie się dzieckiem, utrzymanie go, bez pomocy jakiejkolwiek, ani alimentów od ojca), to on miałby tylko same prawa - typu "nacykanie" sobie z małym zdjęć, jako dowód, że niby ma z nim kontakt.
Posiadanie dziecka to nie same przyjemności. Nie mówię, ze ma mu przynosić prezenty...to nie o to chodzi.
Ale jeśli chce/chciałby partycypować (w jakiś sposób w jego życiu) - to chyba powinien coś więcej w to wnieść , niż tylko "swoją osobę".
Żałosne jest to, że zapewniał, że mimo tego co się dzieje między nami, będzie pomagał (w jakiś tam sposób, jeśli nie finansowy, to inny). Ale mam wrażenie, że to było powiedziane tylko dlatego, że bał się sprawy o alimenty.
Mnie na razie (dzięki Bogu) stać na utrzymanie dziecka, ale nie jestem "ze skały", a jeśli mi by się coś stało? Jeśli nie moglabym pracować? I to jest trudne, bo nie wiem czy w tej sytuacji mogłabym na tego człowieka liczyć, wobec obowiązków w stosunku do dziecka...