raczej nie inaczejKategorie: Media i internet Liczba wpisów: 6, liczba wizyt: 32040 |
Nadesłane przez: kolegainżynier 17-02-2010 14:59
Pan Adrian ma 70 lat. Mieszka w kawalerce w bloku z wielkiej płyty.
Mieszka sam bo z żoną Ireną rozszedł się 10 lat po ślubie. Irena zmarła na raka kilka lat temu, i choć mieszkała parę ulic od Pana Adriana - ten o śmierci żony dowiedział się z klepsydry powieszonej na tablicy przy Kościele. Później zadzwonił też syn - i tak cud, że zadzwonił.
Na pogrzeb poszedł, choć długo się nad tym zastanawiał - od rozstania prawie ze sobą nie rozmawiali. Irena nawet nie starała się o rozwód - po pierwsze mało kto się wtedy rozwodził, a po drugie - jak powiedziała - po tym wszystkim to już nie chce w ogóle na niego patrzeć. Adrian już po kilku latach małżeństwa zaczął podejrzewać, że jego żona jest wariatką, ale kiedy się rozstawali był już tego pewien. O co w ogóle chodzi tej kobiecie? Przecież miała co jeść, dzieci ubrane. Nie pił też suma sumarum wyjatkowo dużo, upijał się w zasadzie tylko kiedy chodził na nocki do roboty i przy sobocie, kiedy zapraszał kolegów na brydża albo tysiąca. Ale w końcu zarabiał i za swoje pił...
Z Ireną poznali się przez znajomych. Adrian miał 18 lat - akurat skończył zawodówkę i szedł odrabiać wojsko w kotłowni pod budynkiem oficerów na jednostce. Szybko zaczęli być ze sobą. Pobrali się w '62. Irena była na drugim roku w Akademii Rolniczej, ale żołd palacza odrabiającego wojsko ledwo starczał, więc rzuciła studia i zatrudniła się jako pomoc kuchenna w stołówce zakładowej.
Nie było kokosów, ale udawało się wiązać koniec z końcem. Mieszkali w pokoiku u babci Ireny, a po jej śmierci mieli już całe mieszkanko w kamienicy dla siebie.
Pan Adrian rzadko wspomina pierwsze lata małżeństwa - żal mu się robi, że ta zawzięta kobieta to wszystko zmarnowała. Przecież kiedy została szefową kuchni w stołówce, dostawała trzy razy wyższą wypłatę od niego, a jeszcze żądała, żeby on przynosił swoją do domu. Jeść nie brakował bo Irenie często udawało się wynieść co nieco z zakładowej kuchni. Żyła jak królowa, a on nie mógł nawet trochę polepszyć sobie komfortu swojej ciężkiej i poniżającej pracy. Kiedy w końcu mógł zacząć pić normalną wódkę, a nie kombinować z woda brzozową i podkradać wynalazki na spirytusie z magazynu na zaopatrzeniu jednostki. Kiedy nareszcie mógł funkcjonować jak człowiek, to ta wariatka zaczęła czepiać się bez powodu...
Pan Adrian prowadzi dość bogate, jak na swój wiek, życie towarzyskie. Z Jarkiem i Damianem spotykają prawie codziennie. Na szaleństwa już za późno, piją też rzadziej i po ćwierć, ale starają się razem chodzić do lekarzy - bo to raźniej w kolejce do gabinetu.Doskonale rozumieją się też w kwestiach politycznych i społecznych. Szczególnie przy kieliszeczku okazuje się, że dochodzą do wspólnych wniosków.
Męską przyjaźń cementują te same doświadczenia, te same zadry i rany noszą w sobie panowie - zadane przez niewyrozumiałe żony-wariatki i niewdzięczne dzieci. Łączy ich ten sam ból, gdy widzą jak komuchy rozkradają Polskę, a w telewizji same pedały...